Aneta26
: czwartek, 26 marca 2015, 14:06
Cześć dziewczyny. Mam na imię Aneta. Mam 26 lat. Doprawdy nie wiem jak zacząć. Czytałam was dawno temu. Dokładnie 6 lat temu. Od deski do deski. Już wtedy wiedziałam, że To mam. Jednak mój jedyny lekarz nic nie widział, a mi było tak wygodnie w to wierzyć. Chodziłam ze 3 razy do roku. Dostawałam hormony na 1/2/3 miesiące i było raz lepiej, raz gorzej, potem znów lepiej. Na forum nie zaglądałam bo i po co? Uwierzyłam, że sobie coś wymyślam, że tak ma być. I tak czas leciał.
Czasem mój lekarz patrzył z politowaniem i dezaprobatą jak w chwilach słabości wyraziłam że jako zdrowa kobieta nie chce chodzić po 3 razy do roku tylko normalnie 1 raz na kontrolę. Czy tak wiele wymagałam?? Tak ciężko było to zrozumieć?
I tak aż do kwietnia 2014. Wtedy wykryto u mnie cystę jajnika lewego. Leczono mnie rok farmakologicznie ale były duże przerwy bo wyjeżdzałam. . Cysta nie zniknęła. Dostałam skierowanie na laparoskopię. Idę niedługo, bo jakie maam wyjście??? Boardzo się boję, nawet nie samego zabiegu ale stopnia, dalszego leczenia, dalszych zmagań bo wiem co mnie czeka. Na dodatek to nie jest dobry czas. Psychicznie jestem w bardzo fatalnej kondycji. W ciągu dosłownie roku posypało mi sie zdrowie. I nie radzę sobie z tym, wiec ta cała historia z endometriozą to jest kolejny cios poniżej pasa. Mam hasimoto i nie toleruję dobrze preparatów z tyroksyną. Mam trądzik różowaty, który nim jest i nie jest, w zależności czy łykam lewotyroksynę czy nie. Bardzo sie z tym męczę. Dodatkowo nie widze dobrze z daleka. Dowiedziałam się niedawno. Mój ulubiony okulista twierdzi, że to nie od starości.
Staram sie jakoś trzymać, robić dobra minę do złej gry ale to trudne. Tym bardziej, ze to dopiero początek. I aż się boję co będzie dalej.
Moja historia zaczęła się w wieku 15 lat. Była pierwsza miesiączka, było fajnie, miło. Po roku dostawałam dziwnych krwawien. A to 2 tygodnie, a to najpierw nic a pod koniec "potop" i tak kilka razy aż w końcu przyszła pierwsza bolesna miesączka. Potem na swoje nieszczęscie zaczęłam używać tamponów i kolejny cykl był mega cięzki. Doszły bóle okołoowulacyjne, a bóle miesiączkowe były okropne - kłujące i rozdzierajace. W końcu do pierwszej wizyty skłonił mnie fakt, że nie mogłam usiąść. Cysta. Wymęczyłam się rok a nawet dłużej i zniknęła. Jednak tu leczenie miało ciągłość.
Miesiaczki stawały sie coraz mniej obfite ale to chyba wina tarczycy.
Miałam trochę spokoju ale tylko ze zmianami widocznymi na usg.
Miałam chyba 23 lata, jak dostałam orgametril na 3 cykle i się odwróciłam gwałtownej. Coś chyba strzeliło. Czyżby coś było?? Wymęczyłam sie 3 dni. Na usg czysto i chwila oddechu.
Aż do j/w kwietnia 2014 chociaż ja twierdzę, ze zmiana była już wczesniej. W czerwcu 2013 miałam pierwsze ataki bólowe i parcie na pęcherz. Już byłam jedną nogą u urologa, ale ja czułam...
Na początku tego roku poszłam do lekarza, poza granicami kraju. Nawet nie po konsultacje diagnozy ale z potrzeby bo bolało. Cudowny człowiek. Wybadał mnie od A do Z. Bez łaski, proszenia. Nawet piersi. Po 7 latach dowiedziałam sie że mam tyłozgięcie, bez wyciągania na siłę wszystko pokazał, wytłumaczył. Zasugerował, ze tam może się czaic endometrioza dlatego on proponuje laparoskopię i się dowiemy co we mnie siedzi i zaczniemy leczenie, żeby uchronić się od bólu jaki doświadcza wiele kobiet. Czułam sie taka bezpieczna, czułam że ktoś sie interesuje. Niestety kilka dni później musiałam wrócić do kraju wiec.. Na dodatek w razie powrotu za granicę, nie bede mieszkać w okolicach miejsca pracy tego cudowanego lekarza. Polaka.
Wróciłam do swojego lekarza, swojego bo w końcu chodziłam 3 razy do roku od 7 lat.
Dowiedziałam się, że operacja. Dopiero po moich pytaniach z łaską odpowiedział, że to torbiel endometrialna i nie zniknie. Był taki nie wiem olewczy, zdystansowany, sfochowany. Rozdrażniony. Nie wiem jak to określić. Jakbym mu coś powiedziała złego albo zrobiła. Taki wręcz nieludzko nieprzyjemny w taki nieludzko uprzejmy sposób. Taki zirytowany? Czego ja chcę, po co mu głowę zawracam jak ja nie wiem co ja chcę. Nie wiem jakby miał pretensje, że skonsultowałam sie z innym lekarzem, że tym dałam do zrozumienia, że źle leczy? Byłam w totalnym szoku, w kiepskim stanie psychicznym i naprawdę mógł mi to spokojnie wszystko wyjaśnić,w taki ludzki sposób i już bez trzymania za rączkę.. Wiem, ze potrafi. Bo kiedyś taki był, łacznie z trzymaniem za raczkę. W cudzysłowie. Może dla innych nadal taki jest. Nie chce oceniać jego kompetencji ani nikogo oceniać pisze jak się poczułam, a poczułam sie strasznie. Nawet nie wiem czy to on mnie będzie operował. Jego zachowanie spotęgowało tylko mój strach, moje przerażenie, poczucie bezsilności i opuszczenia. Bo nie czuję sie bezpieczna. Może ja to źle odebrałam?
A uwierzcie nie mam w okolicy lepszych lekarzy. Nie mam też środków, mozliwości, czasu i sił na poszukiwania.
A najgorsze jest to, ze nikt o Endo nic nie wie, nie wie jak to jest, z czym to się wiąże, nie rozumieją.
Podśwaidomie unikałam związków bo nie chciałam żeby mnie ktoś odrzucił, przez chorobę, nie zniosłabym chyba tego. Ból i dół psychiczny związany z chorobą, dolegliwościami to jedno a obarczanie tym drugiej osoby i patrzenie jak sie męczy a potem odchodzi to drugie, chyba bardziej bolesne. Wiem, ze pewnie niektóre z was mają szczęsliwe życie ale ja optymistycznie na to nie patrzę. Przeraża mnie, że kiedyś spotkam kogoś i moja choroba zamieni to w koszmar. A dzieci..aż nie chce myśleć. Teraz mi pewnie każą o tym myśleć, szybko tylko jak i z kim?
Fajnie, ze jest takie forum. Wyrzuciłam z siebie wszystko co gromadziłam latami. Nigdy się tak nie otworzyłam. I pewnie tego nie zrobię.
Poryczałam sie piszac TO.
Chyba jednak powinnam być wdzięczna lekarzowi, że mnie tak brutalnie przygotował. Wyrycze się za wszystkie czasy i będzie mi wszystko jedno kiedy w tłumie ludzi, będą mi na odwal się prezentować lakoniczną diagnozę z miną- pocałuj mnie w.. małżowinę uszną
Będzie mi wszystko jedno i nie bede się tak bardzo bać zabiegu, wykonywanego bez grama życzliwości. Życie...Co cię nie zabije to cie wzmocni.
Czasem mój lekarz patrzył z politowaniem i dezaprobatą jak w chwilach słabości wyraziłam że jako zdrowa kobieta nie chce chodzić po 3 razy do roku tylko normalnie 1 raz na kontrolę. Czy tak wiele wymagałam?? Tak ciężko było to zrozumieć?
I tak aż do kwietnia 2014. Wtedy wykryto u mnie cystę jajnika lewego. Leczono mnie rok farmakologicznie ale były duże przerwy bo wyjeżdzałam. . Cysta nie zniknęła. Dostałam skierowanie na laparoskopię. Idę niedługo, bo jakie maam wyjście??? Boardzo się boję, nawet nie samego zabiegu ale stopnia, dalszego leczenia, dalszych zmagań bo wiem co mnie czeka. Na dodatek to nie jest dobry czas. Psychicznie jestem w bardzo fatalnej kondycji. W ciągu dosłownie roku posypało mi sie zdrowie. I nie radzę sobie z tym, wiec ta cała historia z endometriozą to jest kolejny cios poniżej pasa. Mam hasimoto i nie toleruję dobrze preparatów z tyroksyną. Mam trądzik różowaty, który nim jest i nie jest, w zależności czy łykam lewotyroksynę czy nie. Bardzo sie z tym męczę. Dodatkowo nie widze dobrze z daleka. Dowiedziałam się niedawno. Mój ulubiony okulista twierdzi, że to nie od starości.
Staram sie jakoś trzymać, robić dobra minę do złej gry ale to trudne. Tym bardziej, ze to dopiero początek. I aż się boję co będzie dalej.
Moja historia zaczęła się w wieku 15 lat. Była pierwsza miesiączka, było fajnie, miło. Po roku dostawałam dziwnych krwawien. A to 2 tygodnie, a to najpierw nic a pod koniec "potop" i tak kilka razy aż w końcu przyszła pierwsza bolesna miesączka. Potem na swoje nieszczęscie zaczęłam używać tamponów i kolejny cykl był mega cięzki. Doszły bóle okołoowulacyjne, a bóle miesiączkowe były okropne - kłujące i rozdzierajace. W końcu do pierwszej wizyty skłonił mnie fakt, że nie mogłam usiąść. Cysta. Wymęczyłam się rok a nawet dłużej i zniknęła. Jednak tu leczenie miało ciągłość.
Miesiaczki stawały sie coraz mniej obfite ale to chyba wina tarczycy.
Miałam trochę spokoju ale tylko ze zmianami widocznymi na usg.
Miałam chyba 23 lata, jak dostałam orgametril na 3 cykle i się odwróciłam gwałtownej. Coś chyba strzeliło. Czyżby coś było?? Wymęczyłam sie 3 dni. Na usg czysto i chwila oddechu.
Aż do j/w kwietnia 2014 chociaż ja twierdzę, ze zmiana była już wczesniej. W czerwcu 2013 miałam pierwsze ataki bólowe i parcie na pęcherz. Już byłam jedną nogą u urologa, ale ja czułam...
Na początku tego roku poszłam do lekarza, poza granicami kraju. Nawet nie po konsultacje diagnozy ale z potrzeby bo bolało. Cudowny człowiek. Wybadał mnie od A do Z. Bez łaski, proszenia. Nawet piersi. Po 7 latach dowiedziałam sie że mam tyłozgięcie, bez wyciągania na siłę wszystko pokazał, wytłumaczył. Zasugerował, ze tam może się czaic endometrioza dlatego on proponuje laparoskopię i się dowiemy co we mnie siedzi i zaczniemy leczenie, żeby uchronić się od bólu jaki doświadcza wiele kobiet. Czułam sie taka bezpieczna, czułam że ktoś sie interesuje. Niestety kilka dni później musiałam wrócić do kraju wiec.. Na dodatek w razie powrotu za granicę, nie bede mieszkać w okolicach miejsca pracy tego cudowanego lekarza. Polaka.
Wróciłam do swojego lekarza, swojego bo w końcu chodziłam 3 razy do roku od 7 lat.
Dowiedziałam się, że operacja. Dopiero po moich pytaniach z łaską odpowiedział, że to torbiel endometrialna i nie zniknie. Był taki nie wiem olewczy, zdystansowany, sfochowany. Rozdrażniony. Nie wiem jak to określić. Jakbym mu coś powiedziała złego albo zrobiła. Taki wręcz nieludzko nieprzyjemny w taki nieludzko uprzejmy sposób. Taki zirytowany? Czego ja chcę, po co mu głowę zawracam jak ja nie wiem co ja chcę. Nie wiem jakby miał pretensje, że skonsultowałam sie z innym lekarzem, że tym dałam do zrozumienia, że źle leczy? Byłam w totalnym szoku, w kiepskim stanie psychicznym i naprawdę mógł mi to spokojnie wszystko wyjaśnić,w taki ludzki sposób i już bez trzymania za rączkę.. Wiem, ze potrafi. Bo kiedyś taki był, łacznie z trzymaniem za raczkę. W cudzysłowie. Może dla innych nadal taki jest. Nie chce oceniać jego kompetencji ani nikogo oceniać pisze jak się poczułam, a poczułam sie strasznie. Nawet nie wiem czy to on mnie będzie operował. Jego zachowanie spotęgowało tylko mój strach, moje przerażenie, poczucie bezsilności i opuszczenia. Bo nie czuję sie bezpieczna. Może ja to źle odebrałam?
A uwierzcie nie mam w okolicy lepszych lekarzy. Nie mam też środków, mozliwości, czasu i sił na poszukiwania.
A najgorsze jest to, ze nikt o Endo nic nie wie, nie wie jak to jest, z czym to się wiąże, nie rozumieją.
Podśwaidomie unikałam związków bo nie chciałam żeby mnie ktoś odrzucił, przez chorobę, nie zniosłabym chyba tego. Ból i dół psychiczny związany z chorobą, dolegliwościami to jedno a obarczanie tym drugiej osoby i patrzenie jak sie męczy a potem odchodzi to drugie, chyba bardziej bolesne. Wiem, ze pewnie niektóre z was mają szczęsliwe życie ale ja optymistycznie na to nie patrzę. Przeraża mnie, że kiedyś spotkam kogoś i moja choroba zamieni to w koszmar. A dzieci..aż nie chce myśleć. Teraz mi pewnie każą o tym myśleć, szybko tylko jak i z kim?
Fajnie, ze jest takie forum. Wyrzuciłam z siebie wszystko co gromadziłam latami. Nigdy się tak nie otworzyłam. I pewnie tego nie zrobię.
Poryczałam sie piszac TO.
Chyba jednak powinnam być wdzięczna lekarzowi, że mnie tak brutalnie przygotował. Wyrycze się za wszystkie czasy i będzie mi wszystko jedno kiedy w tłumie ludzi, będą mi na odwal się prezentować lakoniczną diagnozę z miną- pocałuj mnie w.. małżowinę uszną
Będzie mi wszystko jedno i nie bede się tak bardzo bać zabiegu, wykonywanego bez grama życzliwości. Życie...Co cię nie zabije to cie wzmocni.