dostalam pewne info na priva, wiec sie z Wami podziele:
"...w USA bez ubezpieczenia zdrowotnego to "życie na krawędzi"
Byłam u lekarza z przeziębieniem. I takie są moje wnioski (mam nadzieję, że obiektywne):
- najpierw pacjenta przyjmuje pielęgniarka, mierzy ciśnienie, temperaturę, przeprowadza dokładny wywiad środowiskowy i wprowadza informacje do komputera --> przesyła do lekarza.
- pacjent udaje się do drugiego korytarza i czeka na wolny gabinet
- w tym czasie można przejrzeć wszystkie dostępne ulotki, począwszy od "antykoncepcji awaryjnej" aż po "przygotuj odpowiedzi na te pytania jeśli jesteś homoseksualistą [bla bla bla]
- Standardowa procedura lekarska: osłuchanie, zaglądanie do nosa, gardła i ucha.
(różnica jest taka, że lekarz tutaj się po pierwsze: nie spieszy, a po drugie: jest bardziej miły. A po trzecie, że jeszcze nigdy mnie nikt tak nie maglował

Zdziwiło mnie natomiast to, że na chore zatoki przepisano mi standardowe leki bez recepty -dostępne w każdym supermarkcecie..."