vwd pisze:Zakladajac ten watek mialam nadzieje, ze beda sie tu wypowiadac nasi mezowie, przyjaciele, moze bracia... ale dotychczas tylko Ty Kamil jako rodzynek tu zajrzales Nie uogolniamy, przeciez kazdy jest inny, ale... nasi faceci nie wspieraja nas dostatecznie. Przyzekamy "Na dobre i na zle", ale to zle to najwyzej katar lub skrecenie nogi Gdy zaczynaja sie problemy latwiej od nich zwiac niz stawic im czolo. Nikt nie wiem na co moze zachorowac, byc moze juz niedlugo... Kto na czyja pomoc bedzie musial liczyc?!...
Muszę zabrać głos i to dlatego,żeby trochę obronić facetów Jeżeli chodzi o mojego męża zawsze mogłam na niego liczyć,a gdy okazało się,że jestem chora jeszcze bardziej.Do tego stopnia sie zaangażował,że chodził ze mną na każdą wizytę do gina (miał chyba świadomość tego,że mogę coś przed nim ukryć i pokazać że wszystko jest ok i nie jest tak źle).Kiedy byłam w szpitalu po operacji,był na każdym rannym obchodzie lekarskim.W domu pilnował bym nie podniosła nawet szklanki wody po operacji.Nie denerwował sie kiedy w czasie misiączki potrafiłam dwa dni przeleżeć z bólem w łóżku,nie smiała się ze mnie,że nie mogę normalnie kichnąć lub kaszlnąć.Teraz niestety Piotr pracuje za granicą i jego pobyty w domu to dosłownie święta brakuje mi go bardzo,ale cóż takie jest zycie.
Nasz synek też urodził się chory(dysplazja torbielowata nerki) i powiem wam,że bardzo się bałam że mój mąż oddali się ze strachu.Tak się nie stało.Wychodzi z takiego założenia,że trzeba poznać wroga,nauczyć się z nim żyć,a wtedy zbyt wiele nas zaskoczyć nie może.Tak było też w przypaku mojej endo.